sobota, 26 lipca 2014

Indonezja: Dzień 1 - Start

   I oto nadszedł wreszcie ten dzień, dzień wyjazdu do Indonezji z pit stopem w Dubaju! Jupijajej !!!! Jesteśmy na parkingu niedaleko lotniska w Pradze, zostawiamy furę i pakujemy się na transfer na terminal. Pan kierowca wskazuje miejsce do załadowania bagaży w busie- pakujemy. Gdzie reszta bagażu? pyta kierowca - to już jest wszytko odpowiadamy. Do naszej 3 tygodniowej wyprawy przygotowaliśmy się strategicznie - jak najmniej bagażu! Mój plecak 8,5 kg, Tomka- 11 kg, plus jeden bagaż podręczny - a w nim "pół tony elektroniki", to taka nasza słabostka ;)
   Lot Emiratami standardem sporo odbiega od ukraińskich linii lotniczych którymi mieliśmy okazję lecieć 2 lata temu do Tajlandii: więcej miejsca, świetny serwis. Na aperitif wybrałam francuskie wino białe Bordeaux a Mikuś 12’letnią szkocką z colą. Wszystko było by super cool, gdyby nie te liczne turbulencje. W obliczu ostatnich katastrof lotniczych, takie trzęsawki nie są mile widziane, tym bardziej że, przerywają serwis nakazując stewardesom zapiąć pasy. Całe szczęście przewoźnik zmienił trakcje lotu z powodu zestrzelonego malezyjskiego samolotu nad Ukrainą i lecimy inaczej - nad Irakiem.
Jeśli chodzi o multimedia na pokładzie- niczego nie brakowało, spory wybór filmów i stacji radiowych, Mikuś obejrzał " Need for speed", ja posłuchałam muzyki. Można też było włączyć kamerki obrazujące widok z frontu i od spodu samolotu. Polecam przy startowaniu.
   Z powodu zmienionej trasy przelotu, wylądowaliśmy pół godziny przed czasem, zadziwiające było to, że szofer z zarezerwowanego Blacklane Limousines - dzięki Wika za discount voucher, już na nas czekał oznajmiając sms'em i jak się potem okazało mailem i połączeniem telefonicznym też. Miło było zobaczyć kartkę "Agi&Tomi" po kilkugodzinnym locie. I wkrótce poczuć co to jest lipiec w Dubaju, jak ktoś kiedyś podsumował, że czuł się jakby stale dmuchało na niego powietrze z silnika- w pełni się zgadzam! A to była dopiero noc, około północy. Co będzie jutro za dnia?
   Do hotelu zajechaliśmy z małą przygodą, kierowca był skonsternowany gdzie jechać bo jest Al Nahada street i Al Nahada road, oczywiście pojechaliśmy źle. Ale że jechało się Lincolnem i zwiedziło z okna pół miasta, dodatkowe kilometry nam nie przeszkadzały. Poczęstowaliśmy nawet kierowce kilkoma krówkami, które przywieźliśmy z Polski w celu szerzenia świadomości naszego pięknego kraju. Przyjął uradowany. Meldujemy się w Admiral Plaza Hotel.