niedziela, 15 stycznia 2017

Narty we Włoszech Val di Sole

    W aucie jedziemy w cztery osoby: ja z Tomkiem i Arleta z drugim Tomkiem; wreszcie zaczynamy urlop :D
    Za Monachium wjechaliśmy na drugą stronę lustra - wyłoniły się wysokie masywy górskie, przez dłuższy czas jechaliśmy wzdłuż majestatycznej ściany po prawej stronie - kraj potężnego masywu górskiego. Myślę sobie, że za tą pierwszą warstwą wysokich gór rozpoczyna się jakby inny, niedostępny dla pospolitego szaraka świat- niezliczona ilość szczytów, zboczy - wszystko takie trochę tajemnicze, surowe i mające takiego szaraka w D. Mimo, że w wysokich górach byłam nie raz to za każdym razem wywierają na mnie wrażenie i myślę, że zawsze będą.
    W Austrii przeskakujemy na wyższy level- ciśniemy autostradą na przełaj Alp, wysokie góry na wyciągnięcie ręki mamy po obu stronach drogi; moje wnętrze pławi się w zachwycie. Zatrzymaliśmy się na małe co nieco w przydrożnym kompleksie, przez duże okna widać w niedużej odległości kilkusetmetrową skalistą ścianę oprószoną śniegiem, także mi pasi a nawet bardzo mi pasi. Ogólnie w Niemczech, Austrii zima - sporo śniegu a termometr wskazuje do minus 9 stopni. Sprawa zaczyna wyglądać z goła inaczej, kiedy zbliżamy się do Włoch - temperatura się podwyższa szybciej niż opada wskazówka paliwa i nie da się ukryć, że śniegu jest coraz mniej.
    No i tak wjeżdżając do słonecznej Italy w styczniu zastajemy przedwiośnie, śniegu ni ma, za to są liczne plantacje winorośli i przeurocze usadzone na przedgórzach niewielkie miasteczka. Obrośnięte drzewami góry są szarobure, jedynie w najwyższych partiach gór, gdzie już nic nie rośnie można dostrzec gdzieniegdzie biały kolor.
Fakt ten nie jest jednak w stanie przygasić naszego optymizmu, jesteśmy w końcu na urlopie, w górach i jest gites; zajeżdżamy do marketu i zaopatrujemy się w Jacka i czerwone wino.
    Meldujemy się w Sport Hotel Rossati. Klimatyczny hotel z gustownymi dekoracjami. Wpadamy na strefę SPA - sauna sucha, parowa, do tego aromatyzowany zapachem tropicków prysznic i jacuzzi pod-regenerowały zmęczone podróżą ciała.
Hotelowa kolacja nas nie rozczarowuje - duży wybór przystawek na otwartym bufecie i wykwintnie podane dania główne o deserach nie wspominając.
    Tak rozpoczął się tydzień jazdy na nartach w Val di Sole, czyli Dolinie Słońca. Trasy zjazdowe dość dobrze przygotowane i mimo, że śnieg leży głównie na nartostradach to nie przeszkadza nam to w szusowaniu, tym bardziej, że jest bezwietrznie a z błękitnego nieba kapią jedynie ciepłe promienie słońca. Taki moment - właśnie wjechaliśmy wyciągiem na szczyt jednej z gór, jesteśmy na wysokości ponad 2 tyś km, zasiadamy na leżaki otoczeni niezwykłą panoramą i chłoniemy witaminę D, co za czyste, świeże powietrze.
Jedynie w piątek niebo zaciągnęło się chmurami z których poprószył śnieg, to znaczy w dolinie prószył ale kiedy byliśmy na szczycie Madonny to prószek zamienił się w śnieżycę- padał z taką zawziętością, że widoczność była ograniczona dosłownie do kilku metrów, dzięki czemu niespodzianką była zmiana nachylenia stoku, nie raz wyskoczyłam w otchłań.
   Mieliśmy szanse wypróbować nowe modele nart, z Tomkiem w jeden dzień wzięliśmy sobie narty racing’owe Volk model Racetiger Speedwall SL UVO a w inny dzień równie top model raceing’owy Atomic - model Redster Doubledeck 3.0 SL, najlepsze narty racing’owe 2015/2016 jak się później okazało. Mi zdecydowanie przypodobały się Volki, mimo że początkowo byłam sceptycznie nastawiona do tej marki. Umożliwiły bardziej agresywną jazdę, krótsze skręty, większą prędkość, dzięki systemowi UVO- skutecznie redukowały ewentualne drgania przy większej prędkości na kreskę, nawet malowanie miały ładne czego nie można powiedzieć o Atomic’ach, których malowanie jest wg mnie bez wyrazu, za to nadrabiają ceną: na półce w tutejszym sklepie Atomic’i wystawione są za 500 euro a Volki za 750 euro- po obniżce z 999 euro.
    Sport Hotel Rossati oprócz szeregu dodatkowych usług takich jak testowanie nowych modeli nart czy organizacja świetnej imprezy na stoku - Apres Ski, wyróżnia przyjazna atmosfera, uśmiech i naturalna serdeczność każdego z pracowników, gotowych spełnić każde życzenie gościa - " da się, przecież to Rossati ", " nie ma najmniejszego problemu, to jest przecież Rossati". Na czele załogi stoi Ricardo Rossati - włoski Chuck Norris, o którym można by oddzielnie książkę pisać.
Porządku pilnuje również jego ojciec - prawdopodobnie założyciel hotelu, ponad 70'sięcio letni Tito Rossati.
    Regeneracyjne SPA stało się dziennym rytuałem a obiadokolacje wiązały się z myśleniem strategicznym - co by nowego popróbować. W pakiecie mieliśmy m.in. kolację w pizzerii - bruschetta, deska prosciutto z mozzarellą buffalo i mule na przystawkę, do tego sałatka z owoców morza mix i tyko z ośmiornicami ze świeżą pietruszką. Następnie po makaronie i przejście do deseru…
Reasumując: udany wyjazd :D