Nie pamiętam, kiedy ostatnio wstawałam przed 8'smą, żeby zrobić przepierkę i to przed śniadaniem- nigdy chyba, aż do dziś, ale sytuacja zmusiła :) Werwę miałam, bo oto dziś wdrapujemy się na Patscherkofel - ponad 2 km n.p.m.
Przepierka zrobiona, śniadanie zjedzone, bułki na drogę gotowe, plecak z wodą itp. spakowany, wsiadamy na motor. Jedziemy w okolice Patsch. Surowy szczyt Patscherkofel z charakterystyczną czerwoną anteną widać niemal z każdego miejsca z Innsbrucka, nawet z naszego kempingu jest w zasięgu wzroku, chyba że jest w chmurach...
Przeszliśmy górami 21 km, w tym w pionie różnica wysokości wyniosła 1200 m. Dotarliśmy do Zirbenweg, jedna z najpiękniejszych tras do wędrówki- leży niemal u szczytu góry i idzie się w miarę płaską ścieżką z całkowicie odkrytym widokiem na panoramę okolicy, w tym Innsbruk, pobliskie miejscowości, całą masa innych gór i szczytów, niektóre są ośnieżone czubkiem, niektóre w chmurach, inne w słońcu- cały przekrój.
W drodze na szczyt, zatrzymaliśmy się w przydrożnym barze na regionalną zupę- jakaś okrągła klucha z boczkiem lub z serem zalana rosołem, sycące.
Kiedy zeszliśmy ze szlaku zmierzchało, zdążyliśmy jednak jeszcze odpalić grilla po powrocie do kempingu.