poniedziałek, 28 lipca 2014

Indonezja: Dzień 3 - Yogyakarta

   Wylądowaliśmy w Jakarcie, stolicy Indonezji. Mamy 3 godziny do kolejnego przelotu, linią Lion Air dostajemy się do centralnej części Jawy - Yogyakarty.
Podobno to miasto to stolica kulturowa, zobaczymy.
   Na lotnisku wyłapują nas pierwsi naganiacze taxi, nie, nie, dziękujemy. Wiemy, że do centrum miasta a nawet pod sam hotel który mamy zarezerwowany możemy się dostać publicznym busem Trans Joga. Taksówkarz nie odpuszcza i tłumaczy nam, że ze względu na ich święto - najważniejsza końcówka Ramadanu (Jawa jest w ponad 90% muzułmańska), transport publiczny nie kursuje. Wspominając lekcje z Tajlandii, w której mieliśmy okazje być przed dwoma laty, stwierdziliśmy że gość wciska kity bo chciałby zrobić kurs swoim autem. Idziemy na przystanek, ale tam faktycznie, budka zamknięta, busy nie kursują. No nic, bierzemy nieformalne taxi ustalając cenę za przejazd z góry i meldujemy się w Wisma MMUGM Hotel, gdzie witają nas bardzo miłe panie recepcjonistki.
   Po godzinnej drzemce udajemy się taxi do centrum, na słynną ulicę Malioboro, gdzie podobno toczy się całe życie miasta - knajpki, sklepiki, wszytko. No to sobie pojemy. Dojeżdżając na miejsce jesteśmy zdezorientowani, bo chodniki ździebko puste, większość wszystkiego pozamykana - święto Hari Raya. Mówimy kierowcy, żeby w takim razie zawiózł nas do Królewskiego Pałacu, który znajduje się niedaleko Malioboro, to przynajmniej zwiedzimy sobie godną uwagi w Yogyakarcie budowlę. Wchodzimy na plac i tu przechwytuje nas gościk, który mówi nam, że pałac ze względu na przygotowania do uroczystości jest dziś dla turystów zamknięty ale on może pokazać nam inne bardzo ciekawe miejsce. Uśmiechamy się i idziemy dalej w kierunku pałacu, w Tajlandii kilkakrotnie nadzialiśmy się na to, że idąc do jakiejś świątyni wmawiano nam że nie mamy tam po co iść bo jest zamknięta i jednocześnie proponowano nam inną odpłatną atrakcję; my jednak szliśmy dalej i okazywało się że świątynia jest otwarta. Tu jednak faktycznie error, Pałac Królewski ze względu na święto zamknięty. Ładny początek zwiedzania Indonezji.
  Poszliśmy zatem z gościkiem w to inne „ bardzo ciekawe miejsce”, które jak się okazało stanowiło galerię malarską, w której można było nabyć obrazy malowane na batiku - ichniejsza tradycyjna tkanina. Nie był to artykuł który chcielibyśmy nosić przez kolejne 3 tygodnie więc podziękowaliśmy i pieszo udaliśmy się na Malioboro. 
Zaczynał się zmierzch i wszystko zaczęło się powoli otwierać, z minuty na minutę przybywało coraz więcej ludzi. O 19:00 była już rzeka ludzi, co za fenomen. Ulica tętniła życiem nie do poznania. 
Po jednej stronie liczne chodnikowe knajpki, chodnikowe mam na myśli dywan rozłożony na chodniku, na nim niziutki ok. 30 cm od podłoża stolik i brak krzeseł. Siedzi się na dywanie, uprzednio ściągając obuwie przed nim i zasiada na własnych nogach przy plastikowym stoliku. Kuchnia jest polowa a talerze myje się we wiaderkach. Knajpki te szybko wypełniają się gośćmi.
Wzdłuż linii z chodnikowymi restauracjami jest parking dla skuterów, których już teraz są setki. Dalej jest ulica jednokierunkowa na której cisną się auta, a jeszcze dalej pas dla dorożek i rykszy napędzanych siłą mięśni. Na przeciwległym chodniku rozciąga się bazarek, całe mnóstwo stoisk, głównie z ubraniami z batiku o charakterystycznych wzorach i kolorach.
   Udaje nam się znaleźć restauracyjkę z krzesłami i jemy nasze pierwsze indonezyjskie danie aż nam się uszy trzęsą. Zakupujemy kartę SIM indonezyjskiego operatora - SIMPati i za ok. 35 zł mamy pakiet 2,5GB internetu oraz możliwość dzwonienia na lokalne numery, co powinno nam wystarczyć do końca pobytu. Ciekawa była odręczna modyfikacja karty SIM na kartę nano SIM, a jeszcze ciekawsza metoda otwierania iPhona 5s wygiętą agrafką. Polak potrafi, ale Indonezyjczyk nie gorszy.
   Zakręciliśmy w jedną z bocznych uliczek, gdzie udało nam się nagrać auto z kierowcą na jutro. Nie było to łatwe, bo ze względu na święto nie było zbyt wielu chętnych. Jeden z pośredników dzwonił przy nas do co najmniej 5 osób, które odmówiły a na koniec przywołał jakiegoś gościa, który akurat przejeżdżał koło nas skuterem. Chwila rozmowy między nimi i gość ze skutera ma nas jutro zabrać pod aktywny wulkan Merapi i na buddyjską świątynię Borobodur. Oba obiekty są kilkanaście, kilkadziesiąt km od Yoyakarty a całość wycieczki powinna nam zająć jakieś 8 godzin.