Wypróbowaliśmy w basenie wodoodporność naszej kamerki i wzięło nas na wygłupy. Sielanka trwała do popołudnia kiedy przyszedł do nas głodek i poszliśmy na miasto zjeść. Ignorowaliśmy już zaproszenia do sklepu, masażu itp. Wybraliśmy knajpkę przy plaży w rejonie dla lokalnych ludzi. Wzięłam sobie rybę mahi mahi czyli doradę a Tomek makaron z owocami morza, razem z koktajlem ze świeżo wyciskanych owoców: mango i ananas wyszło nas 28 zł.
Wtem dostaliśmy wiadomość od
Barbary i Michala z którymi byliśmy na klotoku. Dotarli do Sanur i mamy się spotkać na obiecane piwo o 18:00'stej. Ok! Psim swędem udaje nam się spotkać w środku 3 km promenady, śmiejemy się z radości- na klotoku spędziliśmy razem 3 dni i fajnie było ich zobaczyć po 2 dniach przerwy. Zasiadamy w atmosferycznej knajpce przy Bintangu- lokalne piwo i jak to się mówi miło spędzamy czas. Dołączą do nas na jutrzejszą wycieczkę- wynajęte auto z kierowcą z wczoraj, także fajnie!
Wracając do hotelu, wdepnęliśmy z Tomkiem jeszcze do jednej knajpki, która przywołała nas dobrą muzyką na żywo. Kapela składała się z kilku lokalnych młodzieńców i naprawdę dali czadu. Zostaliśmy tam na trochę dłużej :)