wtorek, 5 sierpnia 2014

Indonezja: Dzień 11 - Żółwie, duże fale i Uluwatu

   Wszystko zgodnie z planem, choć wstać było ciężko. O 10:00 przyjechał kierowca, są przed naszym hotelem też uśmiechnięci Barbara i Michał. Pakujemy się do auta i potwierdzamy trasę. Naszym celem jest południe Bali, Nusa Dua która słynie z luksusowych hoteli, pięknych plaż i wysokich fal. Najpierw jednak jedziemy trochę na północ od Sanur, do Art Village - tu ludzie żyją ze sztuki - jedni wyrabiają biżuterię w srebrze czy złocie, inni dłubią w drewnie, w kamieniu, jeszcze inni malują. Co kawałek tabliczka, że w tym domu jest jakieś rękodzieło. Zatrzymaliśmy się na malowidłach, był to zbiór 17 artystów; szczególnie podobały mi się motywy indonezyjskiej natury ale ostatecznie nic nie kupiliśmy. Pojechaliśmy dalej nad wodospad pięknie położony w dżungli. Zachwycił nas z daleka: w otoczeniu egzotycznej roślinności, w blasku słońca
delikatny jego szum. Z bliska jednak rozczarował: śmieci przy korycie rzeki, śmierdzi a na dodatek Tomek trafił na zdechłego wymoczonego psa. Brrr... ewakuacja. Panie kierowco, kierunek południe!
   Na południu zaplanowaliśmy 3 stopy. Pierwszy to Turtle Island na wschodzie, następnie plaża Padang Padang i Uluwatu na zachodzie półwyspu.
   Do Turtle Ireland - wyspy żółwi, musieliśmy dodatkowo dopłynąć łódką; umiejętności negocjacyjne się przydały bo udało nam się stargować do 1/3 proponowanej ceny za łódź ze szklanym dnem, mieliśmy się też zatrzymać po drodze na rafie koralowej. Żółwie w Indonezji są pod ścisłą ochroną a na tej wyspie mieliśmy okazję zobaczyć ich farmę prowadzoną przez organizację. Przy wejściu zebrali od nas po 10.000 IDR, czyli po 3 zł dotacji. Najpierw byliśmy u dorosłych żółwi, które trzymają jako przykład tylko przez rok, potem wypuszczają do oceanu; miały po 50 lat i były co najmniej metrowej długości. Prawdziwe kolosy.
Potem byliśmy przy basenach w których były kolejno kilkudniowe, kilkutygodniowe i kilkunastu tygodniowe sztuki. Kiedy osiągają 3 miesiące są wypuszczane do oceanu, nie są już aż takie małe i mają większą szansę na przeżycie.
   Czas było wracać i jechać na dalszą część wycieczki, na pięknie położoną między klifami plażę Padang Padang. To tu Julia Roberts grała w filmie Eat Pray Love. Stroje kąpielowe się przydały, wszyscy chętnie wskoczyliśmy do wody. Fale były tak duże, że stojąc po kolana w wodzie, sięgały aż po szyje. Na przodzie rozgrywały się zawody surfer'skie, miły widok.
   Było już późne popołudnie, więc zebraliśmy się, żeby zobaczyć zachód Słońca w niedalekim Uluwatu. Kiedy byliśmy już na miejscu, od razu pojęłam dlaczego każdy je tak zachwala. Byliśmy na bardzo wysokim klifie wzdłuż którego górą prowadziła ścieżka zakończona świątynią. Klif nie był w linii prostej a w kształcie dużego półokręgu, co dawało niesamowite wrażenie nie zależnie gdzie się przystanęło. Patrząc w dół, widać było jak ogromne fale rozbijają się o skały a za horyzontem chowało się Słońce.
   Wycieczkę zakończyliśmy obejrzeniem Kecak Dance w amfiteatrze na klifie w Uluwatu. Kecak jest to tradycyjny, tantryczny taniec Indonezyjski wykonywany przez 100 mężczyzn.
   Kierowca imieniem Made podpytując o nasze plany na kolejne dni zaoferował nam przewóz z Sanur do Ubud na juto i zasugerował że dodatkowo mógłby zabrać nas nie na małe tarasy ryżowe koło Ubud ale na największe i najbardziej okazałe na Bali - 1,5 h jazdy w jedną stronę na północ a po drodze moglibyśmy wstąpić do motylarni i na plantację kawy w tym najdroższej kawy na świecie Kopi Luwak. Spodobał nam się pomysł i przystaliśmy na jego propozycje.
   Po całym dniu pełnym wrażeń, udaliśmy się jeszcze na wspólną kolację z Barbarą i Michałem po czym się pożegnaliśmy. Barbara i Michał mają jutro rejs na Wyspy Gili a my wyruszamy z Made do Ubud.