sobota, 2 sierpnia 2014

Indonezja: Dzień 8 - Bali

   Obudziło nas słoneczko, tym razem ubraliśmy się do spania grubo, więc nie zmarzliśmy nocą. Na pokładzie śniadanko, bardzo smaczne. Kucharka myje naczynia wodą z rzeki ale nie zagłębiamy się dokładnie w jej zaplecze; czasem lepiej nie widzieć wszystkiego. Najważniejsze, że nic nam nie dolega.
Wiemy, że ruszamy w dół rzeki i już nie będzie postoju. To oznacza nieunikniony koniec wycieczki klotokiem i ta myśl jest bardzo przygnębiająca. To jak wyjście Alicji z Krainy Czarów. Barbara podeszła i mówi że jej smutno bo wracamy, mi to się w ogóle płakać chce. Zgodnie z Tomkiem stwierdzamy, że wrażenia wyprawą klotokiem przebijają wszystko co do tej pory przeżyliśmy.
   Alpin przyszedł pokazać nam zdjęcia w swoim aparacie, a tam
nasz Alpin z prezydentem Clintonem i dr Galdikas, zdjęcia z jego narzeczoną, którą swoją drogą mieliśmy okazję wczoraj poznać przy platformie- była przewodnikiem innego klotoku. Pokazuje też urywki z programu! Zatem, to co opowiadał nam wcześniej to jednak wszystko prawda... Mało tego, mija nas znajoma motorówka z przedwczoraj- niech to licho, to znowu dr Galdikas i jej pomocnicy! Tym razem rozpoznaje ją dokładnie: siwe włosy po ramiona, kapelusz, śniada i stara cera; asystenci w koszulkach z organizacji. Odmachała nam z uśmiechem kiedy ją mijaliśmy, cieszę się że ekoturystyka wspiera jej działania.
   Zbliżamy się do portu a nam coraz bardziej żal wracać i nawet widok Fardiego na brzegu nie poprawia nam zbytnio humoru. Zostawiliśmy tam w dżungli jakby część naszego serca, to nie do opowiedzenia.
   W drodze na lotnisko Fardi opowiada nam o organizacji BOS, która ratuje małe orangutany i prowadzi sierociniec dla nich. Orangutany są uczone jak sobie radzić na wolności i po kilku latach są wypuszczane do parku. Do parku przesiedlane są też osobniki które „atakują” plantacje palm olejowych. Razem z Tomkiem poważnie zastanawiamy się nad tzw. adopcją na odległość jakiegoś malucha. Musimy przyjrzeć się tematowi po powrocie do Polski.
Do Denpasar - jedynego lotniska na Bali przylecieliśmy z jedną przesiadką w Jakarcie, gdzie nasz lot opóźnił się o godzinę.
   Już na dzień dobry widać, że standard Bali choćby lotnisko jest bardziej " zachodnie". Doinwestowana wyspa dla turystów z całego świata. Tu białe twarze nie robią wrażenia. Bierzemy taxi i meldujemy się w Caffe Locca w Sanurze.
W recepcji Balijczyk wita nas ciepło, mówi że ma żonę z Polski ale my średnio mu wierzymy. Zapewne chciał być dla na miły.