Śniadanie jedliśmy powoli, rozkoszując się każdą minutą widoku. Gdyby tak można było zrobić stop-klatkę oczami, żeby nigdy nie zapomnieć tego miejsca, tej chwili, żadnego szczegółu: że poniżej kilka cytryn leży na ziemi - spadły jak u nas jabłka gdy są dojrzałe, że mini traktorek jedzie gdzieś tam po lewej stronie na tarasie ogrodowym, żeby nic z tej chwili w pamięci nie umknęło a już na pewno żeby zapamiętać te białe żaglowce i wielki statek pasażerski na wielkiej tafli granatowej wody.
Naszym kolejnym celem jest
region Cala Rajada na północnym zachodzie wyspy. Nie szykujemy prowiantu na drogę, bo nawigacja wskazuje zaledwie 106 km, godzinę czterdzieści drogi.
Musimy najpierw wyjechać z gór i zjechać do Palmy, by następnie odbić w górę.
Korzystamy z okazji zrobienia drobnych zakupów w markecie na obrzeżach Palmy, w dziale elektroniki użytkowej Tomek czuje się jak ryba w wodzie; kto wie, może zaraz zobaczy coś co okaże się mu niezbędne? ;) Natomiast w dziale tekstylia, Tomek się czuje jak ryba bez wody.
Po drodze mijamy sady, pola uprawne na których zwinięte w belki siano bezpańsko leży na wypalonej od słońca ziemi. Mijamy też kolejne zagrody z końmi, kozłami, owcami i osłami. Oświeca nas, że nie widzieliśmy ani jednej krowy czy świni, i że chociaż koni jest na prawdę sporo, to nikt na nich nie jeździ, po prostu się pasą. Ja się pytam teraz, z czego zrobione było to salami co mi tak smakowało na śniadaniu?!!! Z czego było to salami??? Bo ja konie kocham i nigdy, przenigdy bym ich nie jadła a już na pewno nie ze smakiem. Osły mimo że, głupie i uparte mają swój wdzięk i piękne rzęsy na dużych oczach-osiołka też bym nie zjadła... Ciekawe z czego jest ta sucha kiełbasa co ją Tomek wziął w sklepie?
Meldujemy się w hotelu Vista Pinar, nadgryzł go już ząb czasu ale jest czysto, mamy balkon i basen; czego chcieć więcej? Może więcej siły... jakoś nie wiedzieć czemu, opadłam z energii.
Spałam dobre pół godziny a miałam tylko wyciągnąć nogi na parę minut. Tomek miał lekko zmartwioną minę kiedy się obudziłam, wie że jeśli natychmiast nie ciągnę żeby zrobić rekonesans nowej okolicy to coś mi dolega. W rzeczy samej, chwilowa niedyspozycja.
Tomek opowiada mi o rozegranej na przeciwległym balkonie scenie rodem z telenoweli. Najpierw jakieś schwargolenje, za chwilę gość w majtach na chodniku i ona na balkonie- wyrzucająca ubranie gościa na chodnik krzycząca "vergessen!". Po chwili gościu na właściwym piętrze, na niewłaściwym balkonie; przechodzi przez kolejne balkony pokonując bez strachu półtora metrowe przegrody, by w końcu wkraść się do swojego pokoju. Cdn.
Nie popędzana ogarnęłam się i zeszliśmy na basen, gdzie zaległam na leżaku w cieniu. Dobrze się czujesz? Może coś do picia z baru? Może kawka mrożona? Tak, jest już ok Misiu tylko tego..., a kawkę chętnie poproszę ;).
Dookoła prawie sami Niemcy, młodzi- przed 30stką; ale koło nas rozłożyła się para sympatycznych rodaków, z Gliwic.
Nabrawszy sił po hotelowej obiadokolacji ruszyliśmy na obeznanie plaży i ogólnie okolicy. Po 2 minutach marszu byliśmy już przy porcie; ze względu na liczne restauracje zaraz przy nim, przypomina mi St. Tropez ale jakby w większej skali i ogólnie bardziej na plus. Na deptaku jest dość tłoczno, restauratorzy witają i zachęcają by wejść do środka, czasem trochę za bardzo się narzucając. W poprzednich miejscowościach, nikt nie zaczepiał, nikt nie naganiał.
Promenadą docieramy do jednej z trzech plaż. Słońce właśnie zachodzi i są na niej już tylko pojedynczy ludzie. Stwierdzam, że to właśnie ona jest moim numerem jeden. Nie jest wielka, położeniem - w zatoczce między urwiskami, przypomina tą dziką plażę zza Paguery, ale ta nie jest żwirowo- kamienista tylko piaszczysta i za sobą ma zielony przepiękny las piniowy. No cudo i ten turkusowy kolor wody.
Zawróciliśmy w stronę portu i mocno zagęszczonym od ludzi bulwarem dotarliśmy do kolejnych dwóch, mniej ciekawych plaż. Hotel na hotelu, knajpa na knajpie. Bary i restauracje prześcigają się wystrojem i muzyką by tylko do siebie przyciągnąć turystę i go sobie zatrzymać. Nie brakuje też dyskotek i Turka z kebabem. A w każdej knajpie pełno ludzi, pełno ich też dalej na chodnikach; głównie młodych, a raczej młodzików. Dziewczyny szykowały się na miasto co najmniej od popołudnia- seksowne sukienki bez względu na figurę, makijaż a i w końcu buty na obcasie się przydały, chłopcy włosy też układali. Siedząc w barze, zgodnie dochodzimy do wniosku, że można by tu śmiało nakręcić kolejną edycję Pamiętników z Wakacji.
Tomek odszedł od stolika by przy barze spróbować swojego szczęścia w ruletce. Za mojego drinka, malibu z ananasem i swoje duże piwo otrzymał od barmana trzy żetony o wartości 0,10€ każdy. Te 0,30€ zamienił w grze na 3,80€ a wygraną wymienił na kolejne piwo. Skąd umiesz grać w ruletkę?? W pracy się nauczyłem.... na Auto Event'cie, obstawiłem trzy razy drugą dwunastkę i wygrałem. Ok.
Kiedy wróciliśmy do hotelu i zasiedliśmy na balkonie, oglądaliśmy dalszą część telenoweli- para co się skłóciła, już się pogodziła! Siedzą na balkonie i babuch - korek od szampana strzelił, leje się do kubków przeznaczonych do mycia zębów. Ciekawe co będzie w jutrzejszym odcinku.
Około 5 rano ktoś wali do naszych drzwi, wrócił z imprezy i zapomniał gdzie mieszka, próbuje następne i następne drzwi; może ktoś go przygarnie...