czwartek, 25 sierpnia 2016

Majorka w 10 dni - dzień 6

    Na dzisiaj pilot wycieczki, czyli moja skromna osoba, zaplanowała pół dnia aktywności i drugie pół dnia leniuchowania w postaci plażowania.
Po sytym śniadaniu wsiedliśmy więc do auta i udaliśmy się do pobliskiej miejscowości Capdepera. Stromymi schodami wąskiej uliczki, do której przylegały zabytkowe domy doszliśmy do szczytu góry, czyli do średniowiecznej twierdzy Castell de Capdepera. Roztacza się stąd piękny, panoramiczny widok nie tylko na wybrzeże ale i na całe miasteczko. Twierdza ta była kiedyś strategicznym miejscem obrony tej części wyspy.
    Miejscowość ta wygląda na uśpioną, wszystkie okiennice pozamykane, chyba sieste mają. Podeszliśmy jeszcze do wystającego spośród budynków mieszkalnych kościoła, na drzwiach którego przywitało nas wyryte słowo "PUTA", czyli w łagodnej interpretacji " nierządnica". Zawinęliśmy się zatem do auta i ruszyliśmy do gł. punktu dzisiejszego programu, do
jaskini Cave d'Arta. To był strzał w dziesiątkę! Ogromna jaskinia zlokalizowana przy samym klifie zrobiła na nas ogromne wrażenie. W środku czekała na nas przyjemna temperatura 17 stopni i kilkutysiącletnie komnaty z stalagmitami, stalaktytami i stalagnatami. Nie pytaj mnie, które to te co rosną z góry na dół a które to te co z dołu do góry, stalagnaty to te co sięgają z podłoża do sufitu. Rosną w tempie 2 cm na 100 lat, wiele jest takich co mają po kilkadziesiąt metrów. Przewodnik wskazuje nam "królową" - stalagnat ma 5 tyś lat! Moja wyobraźnia nie sięga tak daleko, umysł stabilnie się czuje od roku Jezusa a najlepiej od chrztu Polski; wcześniej niczego nie było...
    Idziemy labiryntami jaskini, artystycznie podświetlone twory skalne zdają się być z innego świata. Szczególnie kiedy wychodzimy do ogromnych komnat, to jest wprost niemożliwe...Tomkowi przychodzi na myśl gra na Play Station "Uncharted" która za pewne jest inspirowana takimi magicznymi miejscami. Po powrocie muszę sobie w nią zagrać mówi.
Spełnieni aktywnym spędzeniem czasu przystępujemy do drugiej części dnia.
Po drodze kupuję lakier do paznokci, żeby chociaż trochę wpasować się w szyk kurortu.
Podjeżdżamy pod hotel a tu kolejny odcinek telenoweli. On i ona na balkonie, ona- blond włosy spięte w romantyczny pół-kok wklejona w jego ramionach. Całują się ... Koniec odcinka.
Pakujemy ręczniki do plecaka i idziemy na plażę, tą co wczoraj się nią tak zachwycaliśmy. Z trudem znajdujemy wolny kwadrat, żeby się rozłożyć; o miejscu w cieniu nawet nie ma co marzyć.
Biały piasek i lazur wody wynagradza tłum na brzegu. Woda jest przyjemnie ciepła i spokojna, chwila relaksu.
Ciekawość podpowiedziała nam, że możemy odwiedzić jeszcze jedną plażę przed zachodem słońca. Na myśl przychodzi Cala Agulla, szeroka plaża w kształcie półksiężyca na obrzeżu miasta z lasem piniowym za sobą i wysoką górą przy jednym jej krańcu na szczycie której znajduje się latarnia morska. Po chwili już tam rozkładamy koc, z połówki żółto-zielonego melona wydłubuję łyżką miąższ. Pycha! To jest już moja trzecia połówka melona na Majorce. A plaża? Plaża najdłuższa jaką widzieliśmy na tej wyspie do tej pory, piaszczysta, otoczona zielenią i wzgórzami, tłumnie odwiedzona przez turystów.
    Po hotelowej kolacji udaliśmy się na rundkę po mieście, zasiedliśmy w portowej kawiarni. Spoglądając na chybotające się na wodzie żaglówki i motorówki oraz na promenadę sączyliśmy trunki w towarzystwie gwiazd.... i dziesiątek innych ludzi.
   Wracamy do hotelu a tu drugi wątek telenoweli a raczej odcinek Pamiętników z Wakacji. Akcja rozgrywa się na sąsiednim od nas balkonie- trzy Niemki, butelki z winem i do tego niemieckie szlagiery w poziomie głośności ile fabryka dała. Zaczepiają przechodniów i innych co wystają na balkonach, śpiewają. To będzie długa noc.



Capdepera


Capdepera


Capdepera


Cave'd Arta


Cave d'Arta


"Królowa - 5 tyś. lat"




Cala Gat






Cala Agulla