Niesamowite są te wydmy wysokie na parę metrów z kępami suchych traw, tu z tyłu plaży. Wydmy przechodzą we wzgórza, sprawiając, że horyzont jest daleko, jest przestrzeń i jest mało ludzi.
No to olejek z filtrem i smażonko. Po kilku wejściach do krystalicznej wody, Tomek wyciągnął mnie na deskę co się wiosłuje na niej na stojąco. Nie próbowaliśmy tego nigdy wcześniej ale patrząc na gościa, który właśnie na tym mknie po wodzie, wydaje się to być banalnie proste, ...może on ma lepszą deskę... w ogóle nie możemy złapać równowagi, lądujemy w wodzie. Ocho, jest już postęp, udało się ustać z pół minuty. Wtem Tomek wyczuł o co chodzi i mu wychodzi! Zatem ja siedzę na czubie z nogami zamoczonymi w wodzie a Tomek mnie powozi, stoi za mną, w ręku wiosło i dawaj panie Gondolierze! Decha sprawiła nam niezłą frajdę, nawet nie wiem kiedy ta godzina zleciała.
Pełni euforii na okrętkę, pętelką przez wydmy i jak się okazało "nudiste zone" zaszliśmy do
auta po drodze wstępując do sklepu po zapas zimnej wody. W planie mamy przedostać się na nieodległą plażę na dzikim wybrzeżu otoczonym ochroną przyrody. Podobno można dojechać do niej wyboistą, gruntową drogą, jakoś tak na około, nadrabiając około 20 km; ale można też wziąć plecak z ręcznikami i wodą i przejść bajeczną, pieszą trasą jakieś 2,5 km - skalistym, klifowym i pagórkowatym wybrzeżem. Wybraliśmy opcję drugą. Wędrując po tym pustkowiu, gdzie towarzyszy nam jedynie niska, wypalona od słońca roślinność, wspinając się to na kolejne wzniesienie, to schodząc z niego nie widać już żadnej cywilizacji. Ta dzikość, ta sama natura nie potrzebuje żadnego dodatku. Po drodze minęliśmy dosłownie jedną parę i zdaje się, że kormorany też. Dotarliśmy do prawie pustej plaży, nie zwlekając wskoczyliśmy do wody po ochłodę. Już na głębokości pasa, co chwila przepływają rybki, kiedy to stałam w miejscu takie małe, ok 5'cio centymetrowe zaczęły mi skubać nogi! Podpływały i dziobały, nie wiem czy to nie są te co bywają w akwariach w kurortach, jako spa dla stóp, żywy piling. Dziwne uczucie.
Kiedy tak leżeliśmy na kocu przy brzegu, myślałam sobie, że na Majorce nie ma brzydkich plaż, wszystkie są piękne, wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne.