czwartek, 18 maja 2017

Motocyklem w Alpy; dzień 1

   Nareszcie nastał ten dzień, dzisiaj nie przestawiam na drzemkę w budziku. Całkiem sprawnie ogarnęliśmy się z rana, Tomek nawet zorganizował świeże bułeczki "wycieczkówki", zatem kask na głowę i lecimy! 
Drogę do Zell am See ze względu na jednoślad i podrzędne drogi, podzieliliśmy na dwa dni, dzisiaj do pokonania mamy większą część, około 400 km.  Na nocleg zatrzymamy się w Czechach, w jakimś pensjonacie zarezerwowanym na Bookingu- gospodzie, jak się potem okazało.
   Na razie jedzie się dobrze, bezchmurne niebo, słońce za plecami, nic nie boli. Po 50 km pojawiła się pierwsza potrzeba postoju, po 100 km kolejna i tak generalnie do końca co 50 km. Zatrzymywaliśmy się w różnych miejscach: stacja  benzynowa, las, sklep wiejski, pole orne, supermarket penny, było tego trochę. No ale trzeba było się rozprostować, mózg od kasku odparować, przekąsić coś, zdjęcie łąkom i krowom zrobić. 
   Jakież nasze zdziwienie, kiedy GPS wskazał nam "jesteś u celu". Toż tu gospoda jaka, nie hotel- wjeżdżamy przez niebieską bramę do zagrody. Trzeba przyznać, że podwórze ładne, zadbane a i pani gospodyni bardzo miła, plewiła akurat. Bardzo fajne psy ma - duże, rasowe, kawał cielska, od razu się z nimi zaprzyjaźniłam. Klimat miejsca utrzymany jest w stylu sielsko- wiejskim z zadbaniem o kwiatowe szczegóły, drewniane wykończenia, co właściwie do całego otoczenia - pól, jezior i lasów doskonale się komponuje. Nie no gitara. 
Wszystko byłoby super, bo i nawet pokój na poddaszu jest duży i czysty, ale ... nie ma tu restauracji. Zmęczeni po całym dniu jazdy nastawiliśmy się na przysłowiową miskę zupy. Miski są, ale dla psów, my musimy jechać po jedzenie kilka kilometrów do miasteczka.
   Tereny są tu prawdziwie malownicze (czytaj - totalne zadupie), w miasteczku Blatna (całkiem uroczym zresztą, zdaje się miejscowość niemal turystyczna- ze starymi kamieniczkami i zameczkiem) znaleźliśmy jedną pizzerię i jeden bar Miso- prowadzoną przez rodzinkę z Wietnamu. Wybraliśmy oczywiście Wietnam, w ofercie u Azjaty znalazły się również i czeskie specjały jak na przykład smażony ser. Finalnie danie - kurczak z bambusem i innymi warzywami oraz orzechami podany z ryżem i surówką z kapusty na słodko było smaczne i sycące.
Kiedy Tomek zgasił światło do spania, nie sądziłam że zobaczę tyle gwiazd na niebie. Jedno z okien dachowych, jest centralnie nad łóżkiem. Niebo musi być całkowicie bezchmurnie, bo widać je wyraźnie, miliony.

Polecam Penzion Lazany, wielogwiazdkowa agroturystyka.