Z twardego snu wybudziła mnie natura, śpiew ptaków ? Też, ale głównie pianie koguta z gospodarstwa obok. Otworzyłam oko i zobaczyłam czyste, błękitne niebo przez okno dachowe. To będzie piękny dzień myślę sobie.
Pani gospodyni przygotowała nam śniadanie, które zamówiliśmy na ósmą: po dwa jaja sadzone - może od sąsiada? wędlinka, ćwiartki ogórka a nawet ćwiartki marchewki i miseczkę z jogurtem, do tego świeże bułki i dzbanek kawy. Super, pojedliśmy a kawę dopijam na dworzu w towarzystwie rudego, puszystego kota, on także stanowi inwentarz tego hotelu. Ale cieplusio.
Zamykamy kufry, kask na głowę i lecimy.
Po drodze, podobnie jak wczoraj dość często się zatrzymujemy, przerwy muszą być, głównie na picie i siku, ale też ręce Tomka no i we znaki daje się mój przyciasny kask. Jedzie się dość ciężko, podrzędne drogi w Czechach są słabej jakości- dziurawe albo w trakcie remontu, w dodatku nie ma wystarczająco często sklepów, żeby sobie wodę kupić. Dobra, koniec narzekania, przecież nie mogliśmy się doczekać tego wyjazdu. Było w domu siedzieć i se narzekać. Oj dobra, już nie będę.
Wjechaliśmy do Niemiec i stan dróg nawet tych podrzędnych jest o niebo lepszy, Tomek mówi, że teraz te kilometry to połykamy. Ze sklepami też nie ma problemów ani z miejscami na postój.
Nagle wjechaliśmy w jakieś super widokowe, położone nad szeroką rzeką, historyczne miasteczko, Passau jak się okazało; w przelocie bo w przelocie ale zrobiło na nas wrażenie. Tniemy dalej.
W przed-wzgórzach, przed masywnymi Alpami zatrzymujemy się na zupę ze świeżych szparagów, które Niemcy uwielbiają, z widokiem na masyw górski w który zaraz wjedziemy.
W Austrii podobnie jak w Niemczech jedzie się bardzo dobrze a widoki są obłędne. Góry, góry, góry - w wyższych partiach leży jeszcze biały śnieg, mimo że przy ulicy termometr wskazuje 30 stopni.
Na miejsce dotarliśmy około 18'stej, dobrze że zajechaliśmy po spożywcze zakupy po drodze, to już nie musimy się z kampingu dzisiaj ruszać- piwko się chłodzi ;)
Kamping Sportcamp przy Zell am See jest nam dobrze znany, równo rok temu byliśmy tu z Dominiką i Michałem jako przystanek na trasie powrotnej z podróży Wenecja, Lazurowe Wybrzeże i Jezioro Garda.
Zaletą wycieczki motocyklem jest mała ilość bagażu, więc rozpakowywanie trwa 7 minut. Przyrządzam kolacje na ciepło a Tomek wyciera szybkę Suzi z rozbitych owadów...
Dzisiaj znowu się będzie dobrze spało.