Pogoda dziś jest niepewna, jak to mówili w radio- mix: słońce, chmury, deszcz. Jedziemy do miasta z myślą, że wjedziemy kolejką na Patscherkofel 2248m a stamtąd zrobimy słynny 2,5 h szlak Zirbenweg z widokiem na miasto.
Przyglądając się ciemnym chmurom zmieniamy zdanie - Patscherkofel na pewniejszą pogodę. Miejskim autobusem, krętymi drogami podjeżdżamy na przeciwległą stronę miasta, gdzie również jest wysoka ściana z gór. Decydujemy się wejść w las, iść pieszo w górę ile damy radę, chociaż i tu jest kolej linowa z której pomocą w parę minut można znaleźć się na szczycie.
Po przejściu niewielkiego odcinka Tomek przypomniał sobie o Suzi, że on tu w lesie a ona się kurzy samotnie, zamiast wykręcać zakręty w tym górzystym terenie. Finalnie decydujemy się rozdzielić, ja idę dalej w górę, Tomek leci po Suzi; dla każdego coś dobrego.
Kiedy rozpoczęłam wędrówkę nie śniło mi się, że dojdę na szczyt; chociaż miałam taki przebłysk w myślach raczej jako "fajnie by było". Pokonałam nie wiem ile kilometrów, bo dodatkowo raz czy dwa zboczyłam niechcący z trasy, ale w pionie zrobiłam ponad 1 km. Wystartowałam z Hubgerburg 860 m n.p.m. i doszłam na Seegrube 1905 m n.p.m. !
To był obok zeszłorocznej wędrówki w Górach Esterel na Prowansji we Francji (na trasie licznie, dziko kwitnąca lawenda) najpiękniejszy treking ever. Trasa marzenie, zwłaszcza jak
się wyszło z lasów, dziko pasące się kozy na kolorowej łące, zmiana roślinności, wrzosy, kwiatuszki w kolorze indygo no i te widoki - Innsbruck pod stopami, wijąca się rzeka, w oddali skocznia narciarska, lotnisko i pasma górskie okalające miasto. Niesamowite przeżycie, doszłam do Seegrube. W ostatnim odcinku musiałam przejść po lawinie z kamieni, gdzieniegdzie leżał jeszcze śnieg, można było wejść jeszcze wyżej od Seegrube- ale tylko w rakach, tam nie było już żadnych roślin tylko surowe skały i śnieg. Można za to było podjechać wyciągiem co też uczyniłam :)
Super było.
Tomek w tym czasie wywijał na Suzi, Insbruck i okolice wzdłuż i wszerz, odwiedził nawet największy w Innbrucku salon motocyklowy z autoryzowanym serwisem Suzuki, bo przy obrotach silnika 5 tyś wzwyż wychwycił swoim uchem, że coś jakby wpada w wibracje- ja tam nic nie słyszałam. W każdym razie faktycznie, osłona silnika wpada w wibracje, trzeba podłożyć jakieś gumki pod śrubki i będzie ok.
Umówiłam się z Tomkiem na 17'stą na dole góry pod stacją kolejkową, przyjechał po mnie Suzi. W kufrze kask, kurtka, rękawice nawet spodnie, ale masz dumne oczy mówi. A jak! :)
Wróciliśmy do kempingu na jedzonko.