czwartek, 10 sierpnia 2017

Malediwy, dzień 10


   Lało przez całą noc, teraz kiedy odsłaniam zasłony pada i na niebie nie wygląda, żeby miało się coś szybko zmienić. Pora deszczowa.
Pląsamy w kroplach wody po mieście i zasiadamy do europejsko wyglądającej kawiarni na kawę z ekspresu i słodkości. Ciągle pada, mimo to postanawiamy płynąć do stolicy, do Male, która jest od nas w odległości rzutu beretem. Tomek Arlety z Antosiem pasują na tą propozycję, pewne zaległości w bajkach i serialach przydało by się odrobić. Zatem płyniemy w czwórkę, co zwiedziliśmy? Głównie poczekalnie portu. Nie przestaje padać, niebo jest ciężkie i ciemne wszędzie dookoła. Wracamy do naszej wyspy i hotelu. Taka sytuacja.
Pada rzęsisty deszcz przez cały dzień. Kiedy wyszliśmy w szóstkę na obiad, szukając fajnej knajpki i kiedy przeszliśmy pół wyspy i ta fajna knajpka okazała się nie do końca fajna, wracając w tym deszczu, z tej niemocy, wzięła nas głupawka. Późnym wieczorem deszcz wreszcie ustąpił, poszliśmy zatem zaszaleć i w kafejce na plaży zamawiamy po piwie (oczywiście bezalkoholowym, bo prohibicja) i sziszy - ja z Tomkiem z tytoniem wiśniowym a Arleta ze swoim Tomkiem o smaku podwójnego jabłka. Dzieci ganiają się między stolikami i budują z piasku.

   Wracając do hotelu mijamy wesele na plaży, to nie turyści, to wesele miejscowych. Przystajemy popatrzyć, ale okazja! Pani młoda jest śliczna, na czole kapie biżuteria, mimo że w chuście i sukni z długim rękawem wygląda olśniewająco, cała promienieje. Ma na sobie suknię suknię z taką jakby nakładką w kolorze lazuru oceanu, pełno kryształków na niej, pan młody równie przystojny. Wtem podchodzi do nas elegancki starszy pan i zaprasza do środka, do stołu. My w japonkach na nogach zdębieliśmy, mówimy że dziękujemy ale nie chcemy przeszkadzać. Ten nalega i zaprasza serdecznie, okazuje się, że to ojciec pani młodej. No to wbijamy! Ojciec usadził nas niemal na środku imprezy i wskazał bufet na poczęstunek. Nie do końca wiemy jak mamy się zachować, mieszanka niedowierzenia, szczęścia i frajdy. Chodźmy złożyć parze młodej życzenia, ciekawe jak zareagują (?) Para młoda przyjęła nas jakbyśmy się od dawna znali, pani młoda wzięła małą Hanię na ręce a weselny fotograf pstrykał nam zdjęcia. Może chodziło im o wprowadzenie białych jako atrakcji na wesele, może jest jakiś przesąd, żeby ugościć nieznajomych a może po prostu tak zdecydował ojciec z czystej uprzejmości? Nie wiem, ale pojedliśmy smacznych dań i mieliśmy okazję uczestniczyć w lokalnym weselu, ze specyficzną muzyką i jeszcze bardziej specyficznymi tańcami :D