Myje zęby w półotwartej toalecie gdzie moim sufitem jest niebo a promienie słońca wdzierają się miejscami na terakotę w tym na muszlę WC. Chcesz siku? Nie zapomnij założyć okulary przeciwsłoneczne.
Spotykamy się wszyscy przy śniadaniu, jemy na prędce bo przecież zaraz ruszamy z portu łodzią na snoorkling.
Płyniemy w kilka osób, jest właścicielka hotelu - Brytyjka, jej partner - lokalny tubylec, w funkcji motorniczego, para starszych Włochów, para Włochów z 7’mio letnią Alessandrą i samotnie podróżująca amerykanka Ryann, w swojej podróży dookoła świata jak się potem okazało. Była już w Anglii, Niemczech, Chorowacji, Włoszech, Kenii, Południowej Afryce, Sri Lance, w Etiopii gdzie została okradziona i w Namibii, które jak dotąd zrobiło na niej największe pozytywne wrażenie. Teraz rusza do Australii, Nowej Zelandii i …. jak na razie wizyty w Polsce nie ma na jej liście.
Motorówka zatrzymuje się na lagunie pośrodku oceanu, „zakładać maski, płetwy i wyskakiwać!”
„Manty są!” Ok, dobra, w sumie te manty to mnie mało interesują- tak myślałam do chwili, kiedy zobaczyłam rozdziawioną na pół metra lub więcej paszczę płynącą wprost na mnie, tuż pod powierzchnią wody i te wachlujące mega duże skrzydła. Co ona ślepa?! Czemu płynie wprost na mnie?!! Ratunku! Już się wodą zachłysnęłam, głowę wynurzam ponad wodę, nie chce patrzeć jak wlecę w jej paszczę. Brytyjka krzyczy ze statku- „ in front of you!!!” - tak, wiem że jest przede mną, dlatego wieje! Manta z gracją zrobiła manewr wyminięcia i popłynęła dalej.
Kurde, ale emocje. Dobra, daje znowu nura pod wodę i oglądam podwodny świat. Znowu wyłania się manta, za nią druga i … trzecia. Tym razem się nie boję, spokojnie unoszę się na wodzie i oglądam. Okazuje się, że manty poruszają się z taką gracją, takim spokojem, że z miejsca zakochuje się w tych rybach. Jak one zawracają, to jest jak taniec, pokazują nam się w całej swej okrasie, krążą wokół nas. Jedna przepłynęła koło mnie tak na 20 cm, mało skrzydłem nie oberwałam, piękne są. A pod tą trzecią płynął babe sharki, czyli malutkie ( czytaj takie do metra) rekiny. Wspaniale, jest po prostu wspaniale, manty wchodzą na moją listę pięknych zwierząt.
Ile one mogą mieć szerokości, obstawiam, że z tymi rozpiętymi skrzydłami to ze 3 metry będzie.
Nawet mały Antoś u boku taty, podziwia te kilka razy większe od niego stworzenia.
To było niesamowite przeżycie, teraz płyniemy w inne miejsce- jeśli dopisze nam szczęście zobaczymy rekina wielorybiego. Kapitan tłumaczy nam, że trzeba być w pogotowiu, jak będzie rekin za burtą, nie grzebiemy się tylko wskakujemy do wody. Ok.
Rekin! Wszyscy za burtę!!
Plum- Arleta pierwsza w wodzie, przed nią przy powierzchni w odległości 3-4 metry okazały rekin wielorybi z charakterystycznym spłaszczonym pyskiem i białymi kropami na grzbiecie. Plask- ja już też w wodzie. Wielka ryba z mozołem obniża swój pułap, płynie pod moimi stopami. Dlaczego te duże okazy muszą płynąć na wprost mnie? Czy to się dzieje na prawdę? Ja się pytam…
Chłopaki też już w wodzie, Tomek zanurkował zbliżając się do kolosa, który niespiesznie z gracją hipopotama przemieszcza się w stronę głębin oceanu.
Na łódź wchodzimy pełni wrażeń, ale to nie koniec, bo „ Wszyscy za burtę!! Dawać! Dawać!”, jeszcze jeden okaz rekina wielorybiego…. ale mamy szczęście :)
W drodze powrotnej mała Hania przysnęła na rękach mamy a Antoś przejął stery od kapitana.
Lunch w hotelu jedliśmy pełni wrażeń a uśmiech jeszcze długo utrzymywał się na naszych twarzach.
No to teraz ręcznik, krem z filtrem, gazeta i na leżaki, hamaki i te sprawy. Malediwy, ach Malediwy…
Rytualnie kolacja na dachu, stąd rozpościera się piękny, rozległy horyzont, widać zarówno zamieszkałą jak i niezamieszkałą część wyspy a także granatowy ocean przed nami i za nami.
Po kolacji rytualnie światła są gaszone, żeby można było podziwiać gwiazdy, relax aż do nocy included.