wtorek, 8 sierpnia 2017

Malediwy, dzień 8

   Obudziliśmy się z zamiarem wypłynięcia na snoorkling, a tu psikus- wieje, leje, palmy ćwiczą swoją wytrzymałość. Kłóci się ten obraz z moim planem w głowie. A może jednak? Może przejdzie? Nie, to nie jest letni kapuśniaczek… Tomek już odpuścił. No ale jesteśmy tu ostatni pełny dzień, ostatnia szansa, może się wypogodzi? Z kolei jak zapłacę 50 usd i zobaczę tylko jak do wody wpadają krople deszczu… ale może się wypogodzi i zobaczę kolorowe ryby, może znowu manty a może żółwia? Bitwa w mózgu, co robić? Poproszę telefon do przyjaciela albo inne koło ratunkowe. Co robić?
Finalnie zostaje, no trudno, nic na siłę. Dość szybko…przestało padać, chociaż całkowite zachmurzenie utrzymywało się praktycznie do końca dnia.
  Zrobiliśmy w szóstkę rundę po wyspie, gdzie w trakcie złapał nas deszcz. Mimo to, postanowiliśmy z Tomkiem wypożyczyć zestawy: rurkę, maskę i płetwy, żeby posnoorkować tam gdzie wczoraj pływał Tomek Arlety. Kiedy byliśmy w porcie w centrum nurkowym po sprzęt, akurat przypłynęła łódka ze snoorkowania. Pierwsi idą starsi Japończycy, pytamy „Jak było? Co widzieliście?”- „Było słabo. Nic ciekawego nie widzieliśmy”, w duchu lekka ulga, dobrze że nie wypłynęłam. Idą razem para starszych Włochów i młodzi Francuzi, zadajemy to samo pytanie, odpowiadają „Było całkiem nieźle, widzieliśmy żółwia, rekina wielorybiego, trochę kolorowych ryb”, powoli gul mi skacze. Na koniec idzie parka z Hong Kongu, dziewczyna mówi „ Dzisiaj już nie chorowałam, było fantastycznie! Widzieliśmy 4 żółwie, rekina i całą masę kolorowych ryb! Super było, jesteśmy mega zadowoleni!” Fajnie, cieszę się waszym szczęściem … Ale skrajne opinie, dla jednego nic specjalnego a drugi się zachwyca…
Kurcze, czemu nie wypłynęłam??!!! Zaczynam żałować i się nakręcać. Dupa ze mnie! Wracając do hotelu przypomniał mi się dekadencki wiersz „Marność nad marnościami i wszystko marność”. Nawet apetytu na lunch nie miałam, mogłam wypłynąć, z żółwiami się spotkać, to nie, zostałam.
Tomek mówi, że daj spokój, słońce nie wyszło i tak widoczność pewnie była słaba; teraz niebo wygląda lepiej; chwytaj maskę, płetwy i chodź snoorkować z wyspy, widziałaś przecież filmiki Tomka z wczoraj. No ok, to idźcie, ja zaraz dojdę.
Chłopaki poszli sami, kiedy doszłam, pływali nad rafą od strony oceanu, machają właśnie do mnie żebym wchodziła. Niestety nie dałam rady przebić się przez fale i nieregularne płycizny- rafy. Coś mnie dotknęło, tam się stuknęłam, to fala popchnęła i generalnie stchórzyłam; obróciłam się na pięcie i „Marność nad marnościami i wszystko marność”, wróciłam do hotelu. Arleta była w tym czasie na placu zabaw z dziećmi a potem na hamakach w ogrodzie kończyła czytać książkę a dzieci bawiły się z krabami. Kiedy Tomek wrócił i zaczął mi opowiadać, jakie bogate życie podwodne widzieli w tym żółwia (!), murenę i młodego rekina, ponownie wkurzyłam się na siebie, że pipa ze mnie, chociaż mureny nie chciałabym spotkać. Interesują mnie tylko ładne, kolorowe rybki i żółwie. „No jak chcesz, to pójdziemy zaraz tam jeszcze raz; przeprowadzę cię za rękę przez płycizny” namawia mnie Tomek. „….ok”.
We trójkę- ja i chłopaki, było jakoś raźniej pokonać płycizny. Okazało się, że poprzednio wybrałam złą drogę, no i mieliśmy sposób- jest fala, czekamy w miejscu; minie fala - podpływamy.
I tak oto, wkroczyliśmy w inną czasoprzestrzeń, tyle rodzajów ryb! Tyle kolorów! Tomek, weź mnie już puść :D. Tu jakaś ławica czarnych ryb, tu dwie pstrokate się gonią, tu jakieś w panterki płynął, te są cytrynowo-żółte, ta to ma jakiś szpikulec poziomy na głowie, te większe jakby srebro z kolorem zmieszane. Wow! Skalary też są i to spore. Rekinek taki ponad metr płynie! Sądziłam, że jak go zobaczę, to spanikuję, a tu widzę i mam taki wewnętrzny spokój. Cała nasza trójka mknie za nim ale szybki skubaniec jest i znika w ciemnościach. Przewija nam się przed oczami ze trzy razy. Tak się cieszę, że się przemogłam i tu jestem. Nie ma już marności nad marnościami, jest inny wymiar rzeczywistości :D
Teraz czas na kolacje, pakowanie plecaków i do spania, jutro po piątej trzeba wstać.