niedziela, 11 lipca 2021

Zakhyntos z Rokim, dzień 0

 Roki …, 9’cio miesięczny biały, puchaty szpic miniaturowy otrzymał w zeszłym tygodniu psiny paszport i mówi, że tym razem jedzie z nami na przygody, nie ważne gdzie - po prostu jedzie. No dobra, skoro tak mówi to Roki - bierz karmę, parę swoich zabawek i wskakuj do auta! …no i nie zapomnij woreczków na swoje kupy, żeby nie było jak ostatnio na środku Piotrowskiej w Łodzi. 

Droga z Wrocka do Warszawy zajęła nam niespełna 3 godziny, oczywiście przystanek na czekoladowe ciasteczka na Orlenie był obowiązkowy, Roki mówi że i krótki spacer też był ok - w końcu szarpnął plaster pomidora z kostki brukowej, który musiał komuś wypaść z kanapki; taka okazja nie zdarza się często.

Studio na Ursynowskim osiedlu okazało się całkiem przyjemne, Prudential Apartments godne polecenia, ktoś zostawił nawet lód do drinków, herbatę i …nie zostawił jakiegoś mydła czy żelu do mycia - trzeba kupić bośmy zapomnieli. Szybki obiad w osiedlowej knajpce i lecim w miasto. Jakoś nigdy nie mieliśmy okazji przejść się po wiślanym bulwarze, to pewnie słońce, temperatura pod 30 stopni i fakt, że jest niedziela, spowodowało że mimo pandemii na bulwarze mijamy tłum ludzi. Idziemy wzdłuż rzeki ze średni rwącym prądem, nasza piękna Wisła, w dali widać most a za nim stadion narodowy. Po drugiej stronie rzeki nie widać bulwaru ale naturalny zielony od krzewów i drzew brzeg, są też plaże i ludzie wygrzewający się na słońcu. Roki z wachlującym języczkiem i maślanymi oczami drepta naszym tempem, jest pewny siebie jakby znał to miejsce. Postanawiamy zboczyć i wejść w rynek, tu pandemii ani śladu. Każda knajpka, lodziarnia, ogródek restauracyjny tętni życiem. Dzieci taplają się w wodzie otaczającą Warszawską Syrenę, Warszawska Syrena - ten symbol przywdziewa o ciarki, nasza Warszawa.

Idziemy dalej na Plac Zamkowy a tuż za nim, zaraz przy Pałacu Prezydenckim, Roki decyduje się, żeee się wypróżni. Nasz kochany Rosiu. Tym akcentem postanawiamy przejść się jeszcze trochę i wracamy do mieszkania. Jutro home-office. 

Roki podsumował, że zrobił dzisiaj pańkowych 10 tyś kroków i generalnie rozplaszcza się jak długi na podłodze.


niedziela, 11 marca 2018

Góra Dzikowiec koło Wałbrzycha

    Eksplorując przez ostatnie weekendy Sudety Wałbrzyskie postanawiamy i tym razem zakotwiczyć w tych rejonach. Wybór padł na Górę Dzikowiec, podobno jest tam wieża widokowa na szczycie, dobra knajpka u podnóża i wyciąg narciarski.
Plany były takie, że otwieramy sezon naszej Suzi i lecimy jednośladem, jednak chmury takie gęste i jeszcze mokro na ulicy, że w głowie zrobiło się zamieszanie. No nic, kawka, herbatka i w tem jak tu Słońce wyszło, jak tu się błękit nieba ukazał! Ubranie się zajęło nam kwadrans, dojazd do Góry Dzikowiec - półtorej godziny. Przejeżdżając przez te wioski i mniejsze drogi między polami przypomniałam sobie, jak to zaraz fajnie będzie na tych polach- całe żółte od kwitnącego rzepaku, zboże zielone wyrastać będzie, drzewa liście puszczą. Natura ożywiona będzie.
    Na miejscu, bardzo pozytywnie się zaskoczyliśmy - kolejne fajne odkrycie, tak niedaleko Wrocka. Korzystając z kolejki, wjechaliśmy na szczyt, tam wchodzimy na wieżę widokową. Co za widoki???!!! To ja w Bieszczadach jestem? Połacie lasów, wzgórz i gór. W oddali Śnieżka się bieli. Przepiękne widoki, odległy horyzont.

niedziela, 4 marca 2018

Góry Kamienne 2

Tak spodobała nam się wędrówka z zeszłego tygodnia, że postanowiliśmy powtórzyć spacer po Górach Kamiennych i tym razem. Nie spodziewaliśmy się, że wybrana w trakcie śniadania trasa będzie aż tak malownicza... i nie chodzi tu tylko o przepiękne rozległe pobliskie wzgórza, ale widoczna jak na dłoni Wielka Sowa i Śnieżka (!!!).
Trasa na niedzielne popołudnie jak znalazł.

Trasa: 8,5 km; 2,5h, różnica wzniesień 361m.
Unisław Dolny - Przełęcz Polanka- Lesista Wielka - Unisław Dolny.

niedziela, 25 lutego 2018

Góry Kamienne

 Za oknem siarczysty mróz - do Polski zawitał Dziadek Mróz, trąbią o tym w radio i w telewizji. Jednak niebo takie przejrzyste, gałęzie na drzewie przed oknem ani nie drgną - jedziemy w góry!
Góry Kamienne a w nich Park Krajobrazowy Sudetów Wałbrzyskich położone są zaledwie niecałe 1,5h drogi autem od Wrocka. Na parkingu przy Schronisku Andrzejówka termometr wskazuje wstrząsające - minus 14 stopni Celsjusza. Nakładamy czapki, zasuwamy kurtki i wysiadka z auta.
Zaskakująco, minusowa temperatura w tym bezwietrznym miejscu pełnym słońca nie jest w ogóle odczuwalna.

sobota, 12 sierpnia 2017

Malediwy, dzień 12

  Poranna pobudka przed piątą rano, zbieramy plecaki i idziemy na autobus, który ma nas dowieźć na lotnisko. Lot z Male do Dubaju, w niespełna 4 godziny przebiega sprawnie. Wychodząc z samolotu w Dubaju, szybko przypominam sobie jakie to uczucie 43 stopnie w cieniu przy pełnym słońcu - wylądowaliśmy w wielkiej, suchej saunie.
Jest dopiero południe, mamy 23 h w Dubaju i właśnie meldujemy się w Cosmopolitan Hotel. Chwila na ogarnięcie się i ruszamy na zwiedzanie: rodzina Arlety i Tomka z dziećmi na platformę widokową najwyższego budynku świata Burji Khalifa, my z Tomkiem z racji tego, że na platformie już kiedyś byliśmy, najpierw coś zjeść a potem na wyspę w kształcie palmy.
  Dubaj jako miasto nie przestaje mnie zadziwiać. Ten fenomen sukcesu, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu była tu tylko pustynia a teraz znajduje się tu wysoko rozwinięte miasto z przemyślaną infrastrukturą: na autostradzie 6 pasów w jednym kierunku, metro, liczne drapacze chmur i kolejne w budowie, wszędobylska klimatyzacja.
Jest w tym mieście coś z surrealizmu, niby perfekcyjne ale jednocześnie jakby nie do końca realne.
Weźmy taki plac zabaw na powietrzu, kto będzie się bawił na tych świetnie przygotowanych drabinkach i ślizgawkach w tym upale? Z tego co widzę, jest na nim tylko 2 strażników. Albo plażowanie? Co prawda jest garść osób plażujących przy nadmorskim deptaku, jednak osobiście nie dałabym rady, tym bardziej, że kąpiel jest w słonej wodzie. 90% leżaków na plaży jest wolna.
   Niestety wyszło na to, że się z Tomkiem nie wystarczająco przygotowaliśmy, skutkiem czego przedreptaliśmy w saunie sporą pętlę i finalnie nie wylądowaliśmy na wyspie w kształcie palmy. Nie ma jednak czego żałować, zwiedziliśmy marinę, piękną dzielnicę Dubaju oraz bulwar przy plaży.
A teraz chodźmy gdzieś, gdzie jest klimatyzacja. Wsiadamy do metra i jedziemy do Burji Khalifa, przy którym od 18 stej rozpoczyna się podobno spektakularny pokaz fontanny. Właśnie zmierzcha, więc widok powinien być jeszcze bardziej efektowny. Wchodząc do najwyższego budynku świata, napotykamy naszych przyjaciół. Nogi tak jak nam pomału dają o sobie znać, ale postanawiają zwiedzić jeszcze Mall of Emirates a dokładniej największy na świecie sztuczny stok narciarski, który się tam znajduje.
Kilkuminutowy pokaz fontanny do arabskiej muzyki faktycznie warty obejrzenia, zebrały się tłumy. 
I tym o to akcentem wycieczka dobiega końca. Jutro rano na lotnisko i do domu. 

























piątek, 11 sierpnia 2017

Malediwy, dzień 11

   Odsłaniam kotarę i nie wierzę- słońce! Uff, załapiemy się na snoorkling w ostatni dzień :D
Śniadanko, potem kawka w knajpie obok i szykujemy się na wodną aktywność. Jest 10:00 godzina, jesteśmy na plaży, zwarci i gotowi na wypłynięcie. Wtem, właściciel stoiska ze sportami wodnymi uświadamia nas, że bardzo chętnie ale jest piątek. Piątek, czyli taka nasza niedziela, z tą różnicą, że tu religia jest nierozerwalna z polityką i jest nie pisany obowiązek modlitwy - od 11:00 do 13:30. W tym czasie wszystko jest zamknięte: sklepy, restauracje, centrum aktywności wodnych oczywiście też musi być zamknięte, bo wyjątków nie ma. Przyjdźcie o 13:30 i wypłyniemy. Ok.
Na stoisku byliśmy punktualnie, przymierzamy maski, płetwy i całą szóstką wsiadamy na…dmuchanego, żółtego banana. Banana będzie ciągnął skuter i tym środkiem transportu dotrzemy do rafy.
Plusk i jesteśmy w wodzie. Ze względu na to, że moja i Arlety sukienka plażówka już w trakcie drogi zostały solidnie opryskane wodą i z uwagi na fakt, że przy powrocie nie będziemy mogły wyskoczyć na brzeg w bikini oraz dodając do tego kamizelkę, którą mamy zapiętą na ubranie, postanawiamy snoorkować w sukienkach, po co komplikować.

czwartek, 10 sierpnia 2017

Malediwy, dzień 10


   Lało przez całą noc, teraz kiedy odsłaniam zasłony pada i na niebie nie wygląda, żeby miało się coś szybko zmienić. Pora deszczowa.
Pląsamy w kroplach wody po mieście i zasiadamy do europejsko wyglądającej kawiarni na kawę z ekspresu i słodkości. Ciągle pada, mimo to postanawiamy płynąć do stolicy, do Male, która jest od nas w odległości rzutu beretem. Tomek Arlety z Antosiem pasują na tą propozycję, pewne zaległości w bajkach i serialach przydało by się odrobić. Zatem płyniemy w czwórkę, co zwiedziliśmy? Głównie poczekalnie portu. Nie przestaje padać, niebo jest ciężkie i ciemne wszędzie dookoła. Wracamy do naszej wyspy i hotelu. Taka sytuacja.
Pada rzęsisty deszcz przez cały dzień. Kiedy wyszliśmy w szóstkę na obiad, szukając fajnej knajpki i kiedy przeszliśmy pół wyspy i ta fajna knajpka okazała się nie do końca fajna, wracając w tym deszczu, z tej niemocy, wzięła nas głupawka. Późnym wieczorem deszcz wreszcie ustąpił, poszliśmy zatem zaszaleć i w kafejce na plaży zamawiamy po piwie (oczywiście bezalkoholowym, bo prohibicja) i sziszy - ja z Tomkiem z tytoniem wiśniowym a Arleta ze swoim Tomkiem o smaku podwójnego jabłka. Dzieci ganiają się między stolikami i budują z piasku.